Powieść przedstawiająca dalsze losy bohaterów Café „Pod Minogą”. Akcja toczy się w charakterystycznym dla autora środowisku rodaków warszawskich, tym razem głównie szoferów. Wiele tu zabawnych, świetnie podpatrzonych typów, wiele humoru sytuacyjnego i wiele szczerego sentymentu dla Warszawy.
– Wacuś, widzisz tego starszego faceta w zbankrutowanej jesionce i przegranem kapeluszu? Dawaj go mnie.
– Coś ty, to jakiś hrabia de Nędza.
– Zgadłeś, ale dawaj — powiedział i szybkim, energicznym krokiem poszedł w stronę swego szarego samochodu. Rozejrzał się. Szybko otworzył drzwiczki, „złamał” chorągiewkę z napisem „wolny” zapuścił motor i podjechał w stronę Wacusia idącego już ze starszym panem o podniszczonym wyglądzie.
Pasażer wsiadł, rzucił mimochodem: „Na Stare Miasto” i wydobywszy z kieszeni kamizelki monokl na czarnym sznureczku umieścił go w oku i z zaciekawieniem patrzył na ulicę.
Taksówkarz przyglądał mu się w przydymionym lusterku wozu, uśmiechał się od czasu do czasu, a wreszcie rzekł:
– A co tam, panie hrabio szanowny, w Kozichdupkach słychać?
Pasażer drgnął wypuścił monokl z oka.
– Przepraszam, a pan skąd mnie zna?
– Ma się trochę znajomości w wyższych sferach miarodajnych. Jak się ma baronowa Kalafonia fon Butersznyt, czy jeszcze na chodzie? Co porabia hrabia Pestka, czy ciągle taki cykoryjny?
– Wie pan, że nie rozumiem…
– Jak to, nie poznaje pan hrabia swojego rodzonego lokatora? A kto u pana z całą ferajną po powstaniu, jaleo spalony warszawiak, w Kozichdupkach zamieszkiwał? Z kiem pan „Café pod Minogą” w swojem pałacu prowadził? Z gienierałem Kuropatkinem? Do kogo ta mowa!
– Och, excusez-moi… rzeczywiście… jak mogłem nie poznać, przecież to pan Maniuś, pan Chińczyk, n’est-ce pas?
– Nie śpisz pan, to nie senne marzenie, mnie pan hrabia masz zaszczyt widzieć w osobistej osobie, tylko nie Chińczyk, a Kitajec koleżki mnie nazywają, nieduża różnica, ale jest.
– Je vous prie de m’excuser, panie Marianie, ale bardzo się ucieszyłem z tego spotkania – tu pasażer przechyliwszy się uścisnął rękę szoferowi nieomal wyrywając mu kierownicę.
(fragm. książki)