Alfred Assollant (1827–1886), były profesor historii, wstąpił na drogą pisarską po podróży do Stanów Zjednoczonych, z której materiały posłużyły mu do artykułów w prasie i pierwszego zbiorku nowel. Porzuciwszy całkowicie pracą na uniwersytecie, oddaje się działalności literacko-dziennikarskiej, i to na dość szeroką skałę: współpracuje z wieloma pismami, drukuje broszury okolicznościowe, a nawet prace naukowe z zakresu historii. Wśród pokaźnej liczby jego książek największą popularność zdobyły sobie powieści przygodowe, do których właśnie należą napisane w roku 1867 Przygody kapitana Korkorana.
Przy lekturze tej ciekawej i zabawnej książki nasunąć się może pytanie: czy to opowieść prawdziwa, jak mówi tytuł, czy też bajka? Albo lepiej jeszcze: gdzie kończy się bajka, a zaczyna historia?
Tak, historia, bo fantastyczne i zgoła nieprawdopodobne perypetie dzielnego bretońskiego kapitana mają za tło autentyczne wydarzenia, i to wydarzenia nie byle jakiej wagi. Powstanie, które wybuchło 10 maja 1857 roku w Miracie, mimo że stłumione przez lorda Campbella po śmierci najwybitniejszego z przywódców hinduskich, Tantii Topi – miało poważny wpływ na dalszy bieg historii
Indii. Przyniosło między innymi zniesienie angielskiej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej, rządzącej dotąd w Indiach, dało Indiom wiele praw i przywilejów.
Nic dziwnego, że tak burzliwy okres historyczny skusił wyobraźnią pisarza. Jego bohaterowie, zwłaszcza książę Holkar, piękna księżniczka Sita, bramin Sugriwa – doskonale pasują do tej epoki.
W takich to czasach działał i stawiał czoło wrogom mężny kapitan Korkoran i jego wierna tygrysica Luiza…